Obrońcy moralności roztaczają dantejskie wizje. Deprawacja dzieci od przedszkola, nauka masturbacji w grupie Zajączków (ciekawe, czy są jakieś kursy? Zostań Certyfikowanym Trenerem Masturbacji Przedszkolnej).
Potem wchodzą ci, którzy uważają się za światłych, ale ta ich światłość jawi mi się niczym świetlik w najgłębszej studni Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Oni mówią: „oczywiście, że trzeba edukować, ale przecież nie trzyletnie brzdące, czyste i nieskalane”. A właśnie, że trzeba, od pierwszych miesięcy życia. Mało tego, absolutnie wszyscy, świadomie lub nie, edukujemy dzieci seksualnie, zawsze i wszędzie. Z pewnością Kaja Godek w tym momencie rzuca się do odmawiania Nowenny Pompejańskiej na samą myśl o tak strasznej seksualizacji niewiniątek.
Gigantyczne nieporozumienie bierze się stąd, że ci, którzy najgłośniej krzyczą i najbardziej straszą, sprowadzają edukację seksualną do łóżkowych technikaliów: co gdzie wsadzić i w jakiej pozycji, jak efektywnie pobudzić seksualnie siebie i partnera. Co oznacza, że nic z tego nie rozumieją.
Seksualność jest obszarem życia psychicznego, emocjonalno -społecznego. Rozwija się nieprzerwanie przez całe życie, tak jak cała sfera psychiczna człowieka. Warunki do rozwoju seksualności dziecka tworzy jego rodzina.
Tak więc na edukację seksualną składa ją się m.in.: podział ról w rodzinie, jak wyraża się męskość i kobiecość rodziców, jaki rodzice mają stosunek do ciała (swojego i dziecka), czy w rodzinie jest przestrzeń na odmienne zdanie i autonomię itp.
Rolą wspierającej edukacji seksualnej jest:
- Pomoc dziecku w określeniu swojej płci i zaakceptowanie jej, cieszenie się nią
- Stworzenie warunków, w których dziecko zna, lubi, dba o swoje ciało
- Wychowanie człowieka, który ma nawyk pytania siebie na bieżąco „czego chcę?”, „czy mi się to podoba”?
- Wykształcenie w dziecku postawy samoakceptacji, świadomości: „to jest w porządku, że tego chcę/ nie chcę”, „ma prawo mi się to podobać/ nie podobać”
- Przekazanie dziecku umiejętności komunikowania drugiemu człowiekowi swojego stanowiska w zakresie potrzeb i granic.
To wszystko składa się na dorosłego człowieka, który żyje w zgodzie ze sobą i angażuje się w relacje (także seksualne), które są dla niego bezpieczne i przyjemne.
Szczególnie utkwiła mi w głowie jedna myśl A. Stein, o tym że rodzice marzą o tym, by mieć dziecko posłuszne w domu i asertywne na zewnątrz. Trzeba zrozumieć, że to niemożliwe. Albo wychowujemy dziecko na człowieka, któremu wolno mieć i wyrażać własne zdanie, albo promujemy posłuszeństwo i podporządkowanie silniejszym. Zatem można się pokusić o gimnastykę umysłową i przy dowolnej, losowo wybranej interakcji rodzinnej, zadać sobie pytanie: jak to co mówię i robię ma się do osiągnięcia powyższych punktów.
Na przykład:
- Rodzic krzyczący na dziecko, które weszło do łazienki, gdy jest nagi
- Dorosły, który przebiera przedszkolaka na bal karnawałowy za biedronkę, choć ten płacze i protestuje
- Ciocia polecająca dziecku oddać łopatkę rówieśnikowi, „bo trzeba się dzielić”
- Para, która przy dziecku komentuje, że sąsiadka nosi za krótkie spódnice i w końcu się doigra
- Żona, która ledwo żywa po nieprzespanej nocy, serwuje obiad mężowi i dzieciom
- Dorosły, który z obrzydzeniem komentuje swoje odbicie w lustrze
- Rodzice, którzy podczas zabiegów pielęgnacyjnych, nazywają części intymne dziecka „to”
Czyli jak to w życiu…jak posadzimy kłącza dalii, nie spodziewajmy się malw ☺.