Daj się zdiagnozować

Ogólnie znana dewiza specjalistów od zdrowia psychicznego brzmi: „nie ma ludzi normalnych, są tylko niezdiagnozowani”.

Przeprowadzony w 1972 r. przez Rosenhama eksperyment dowiódł, że wartość diagnozy medycznej jest znikoma. Okazało się, że personel szpitala psychiatrycznego nie był w stanie odróżnić prawdziwych pacjentów od podstawionych. Wiele niewinnych, wykonywanych przez tych ostatnich czynności interpretował jako objawy zaburzeń. Myśl, że zdrowy człowiek, kiedy dostaje się w tryby machiny opieki psychiatrycznej, automatycznie jest widziany i traktowany jak chory psychicznie, jest niepokojąca….

Po to istnieją klasyfikacje zaburzeń psychicznych, żeby dostarczyć psychiatrom jasnych wytycznych do diagnozy. Żeby wiedzieli o co szczegółowo wypytać i pod jakim kątem obserwować pacjenta, by podjąć decyzję, czy mają do czynienia z człowiekiem zdrowym czy chorym, ew. na co chorym. Służy to maksymalnej obiektywizacji tego procesu- teoretycznie ten sam pacjent idąc do jakiegokolwiek psychiatry, diagnozującego w oparciu o tę samą klasyfikację, powinien dostać to samo rozpoznanie.

Bywa tak, że diagnoza więcej mówi o diagnoście niż o pacjencie. Znam „psychiatrów jednej diagnozy”, którzy mają swoje ulubione rozpoznanie i wszędzie widzą objawy jednego zaburzenia. Istnieją też mody na diagnozy- u dzieci na przykład od kilku lat „króluje” Zespół Aspergera. Może więc rację mają ci, którzy twierdzą że diagnozy medyczne są dla tych, na których chcemy się zemścić..? To nie do końca prawda. Kiedy mogą być przydatne?

Na pewno w systemach finansowania i organizowania opieki medycznej oraz edukacji: żeby dostać lekarstwo, zwolnienie, orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, dostęp do zajęć terapeutycznych trzeba cierpieć na konkretne „F” (F to kategoria „zaburzenia psychiczne” w klasyfikacji).

Kiedy człowiek chce się dowiedzieć co się z nim dzieje, co mu jest, może posłużyć się nadaną przez psychiatrę etykietką. Dzięki temu może znaleźć wiele przydatnych informacji na temat swoich trudności i możliwości terapii. Może nawiązać kontakt z osobami, które zmagają się z podobnym kłopotem. Zobaczyć, że nie jest jedyny. Skorzystać z cudzych doświadczeń. Pozbyć się poczucia winy i wstydu.

Bywa jednak, że diagnozy medyczne robią krzywdę. Przede wszystkim wlecze się za nimi ciężar utrwalonych w społeczeństwie przekonań i obaw. Jak to powiedziała moja koleżanka: ” dopóki się nie dowiedziałam, że ma schizofrenię, to o nim myślałam, że to taki normalny chłopak”. Poza tym zacierają różnice między ludźmi, wrzucają ich do jednego wora. Tak jakby wszystkie bulimiczki albo osoby z depresją były takie same (A osobowość? Doświadczenia? Zainteresowania? Wartości? Zdolności?). Czasem ludzie albo są postrzegani  przez pryzmat swoich zaburzeń przez otoczenie, albo sami tak się do nich przywiązują, że zaczynają budować wokół nich własną tożsamość. Diagnoza medyczna pokazuje braki, deficyty i trudności. Wreszcie stwarza iluzję wyjaśnienia, a tak naprawdę go nie daje. Z informacji, że ktoś cierpi na dane zaburzenie nie wynika ani to jak się go „nabawił”, ani co ma z tym zrobić.

Czy świat się dzieli na normalnych i nienormalnych? Nie sądzę. Za to wszyscy byliśmy dziećmi. Nasi rodzice byli jacyś. Nasz układ nerwowy ma określoną reaktywność. Mamy na koncie sukcesy i porażki.

Tak rozumiem dobrą, terapeutyczną diagnozę- jako zobaczenie siebie i swoich relacji ze światem w pełnej krasie. W całym bogactwie i niedoskonałości. Dzięki dobrej diagnozie człowiek wie, czego mu brakuje, ale również czym może nadrabiać. Kto go skrzywdził, a kto jest oparciem. Dobra diagnoza pozwala pogodzić się z przeszłością i z nadzieją spojrzeć w przyszłość.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *